Igunia wielki mały człowiek 660 gram

Igunia wielki mały człowiek 660 gram
ŻYJ Z CAŁYCH SIŁ...

środa, 30 maja 2012

Duma mnie rozpiera :)))

Pokonałam, to co jeszcze całkiem nie dawno wydawało mi się nie do osiągnięcia.... Ale jestem z siebie dumna... po raz pierwszy odważyłam się wyjąć Iguni epiprotezkę z oczka!!! Uczucie? Jakbym zdobyła najwyższy szczyt... Niejako zostałam do tego zmuszona, Idze przy nowej nakładce zaczęło czerwienić oczko. Po konsultacji z dr. Szpytmą dowiedziałam się, że najlepiej było by na noc zdejmować protezkę, aby oczko odpoczywało. Eh, emocji przy tym było dużo, nie powiem stres przy pierwszym razie jest. Ale poszło szybciutko. Z obserwacji cały mechanizm znałam doskonale, ale... wiadomo praktyka, to praktyka :) Teraz wiem, że mogę wszystko... miałam ogromną blokadę zwłaszcza psychiczną. Zupełnie zablokowałam się jeśli chodzi o wkładanie i wyjmowanie protezki z oczka, oczywiście brałam czynny udział w całym tym zabiegu. Trzymałam Iguni rączki, jak się wyrywała, śpiewałam aby Ją uspokoić i obserwowałam jak Maciek dokonuje dla mnie wtedy rzeczy niemożliwych, wielkich. Byłam przekonana,  że ja nigdy sama tego nie zrobię. A teraz robię to zupełnie samiutka, nikt mi nie trzyma Igi, robię to sama śpiewając. To dla mnie nowe doświadczenie, tak jak sama opieka nad wcześniakiem, ale daję radę :)

3 komentarze:

Ania pisze...

Brawo!
Najtrudniejszy pierwszy krok! Ale jesteś super dzielna mama!
Pozdrawiam ciepło,
Ania

zizi pisze...

Jestes cudowna mama :)
Obie jstescie dla mnie "hiroskami"!

PATRYCJA pisze...

Dzięki za komentarze, to miłe. Rzeczywiście w pewnych sytuacjach sama nawet siebie zaskakuję, pewne sprawy kiedyś wydające się niemożliwe do pokonania, z czasem są do ogarnięcia. Nie uważam się za niezwykłą Mamę, po prostu jestem zwyczajną kochającą swoje dzieci Mamą na pełnym etacie. Z Igunią co dzień pokonuję swoje słabości, uczy mnie przede wszystkim cierpliwości. Nie powiem , że jest łatwo, bo bym skłamała, są chwile zadumy nad swoim życiem gdzie zakręci się łezka ( ale już co raz rzadziej). Po urodzeniu Igi wylałam potoki łez jak chyba nigdy w życiu. Ale ilekroć na Nią patrzyłam leżącą w inkubatorze i walczącą o życie stawałam się co raz silniejsza. Dla Niej... dla Nas.
To jest inny świat, kiedy przekracza się próg Kliniki, Oddziału, kiedy patrzy się na dziesiątki malutkich Dzieci, walczących o zdrowie, o życie....Człowiek wtedy jest taki bezsilny, pewnie jak wobec każdej innej choroby.
To nowe doświadczenie nad opieką wcześniaka tak skrajnego jest trudne, ale uśmiech dziecka wynagradza wszytko.